sobota, 18 marca 2017

SUPERWOMAN- czyli wywiad z moją Mamą

Moja mama. Moja przyjaciółka. Moja super-bohaterka.

Gdybym zapytała każdego z Was po kolei o to kim dla Was jest Wasza mama, zapewne odpowiedzielibyście: „jest najwspanialszą kobietą świata”. Tak też odpowiadam ja... W tej rozmowie poruszyłam kwestie, które dotyczą zarówno Nas- dzieci- jak i naszych rodziców. Jest to dla mnie szczególny wywiad, bo stworzony z udziałem osoby, którą kocham ponad życie, która stanowi dla mnie wzór. Moja mama tworzy od momentu moich narodzin ścieżkę, po której drepczę za nią. Dzięki temu jestem taka jaka jestem. Kochajmy nasze mamy i mówmy im o tym!

Dosyć wstępu, czas zacząć :)



J: Opowiedz coś o sobie.

M: (długie zastanowienie) Hmm... ciężko mi tak coś po prostu o sobie mówić.

J: Wiem, prawdopodobnie to jest najtrudniejsze pytanie jakie zadaję.

M: Więc... Mam na imię Monika.

J: Jakieś pseudo? Ksywka?

M: (uśmiech) Kiedyś „Kosa”, teraz Monia lub Moni.

J: Teraz jakaś bardziej zwyczajna, mniej szalona.

M: Tak, aczkolwiek osoby z pracy wcale nie uważają mnie za zbyt poważną :)

J: (śmiech) Ale przecież masz poważne stanowisko i to ze słodkimi profitami! [mama pracuje w dziale marketingu, ma spotkania z przedstawicielami np. Wedla i potem znosi mase słodyczy do domu!]

M: Zawód słodkiej kategorii... Pracuję 20 lat, marzę już o emeryturze. Mam dwójkę dzieci- jedno z nich znacie, a syn ma na imię Antek i ma 13 lat...

J: Nie planujesz już następnych?

M: Nie nie nie, dwójka mnie pochłonęła. Poczekam na wnuki :)

J: A propos dzieci, jak to jest być mamą?

M: CUDOWNIE!

J: Nie ściemniaj, wiem, że nie zawsze jest tak kolorowo. Coś o tym wiem (śmiech).

M: Ale przede wszystkim jest cudownie. Nie wyobrażam sobie nie mieć dzieci. Myśle, że macierzyństwo wnosi do życia naprawdę wiele. Radości, nieradości, ale mimo wszystko.

J: A czy dzieci mogą uczyć rodziców? Jest coś czego nauczyłam Cię Ja i Antol?

M: Pewnie, że tak! Uczucie miłości ponad wszystko. Pewnie zabrzmi to górnolotnie, ale życie bym za Was oddała.

J: A co z wychowaniem? Jak dajesz sobie radę z dwoma łobuzami w domu plus jeszcze tatą?

M: Haha, z wychowaniem to jest tak, że nie powinno się niczego planować, bo i tak życie dużo weryfikuje, a dzieci są nieprzewidywalne (śmiech)! Potrzeba dużej cierpliwości i przede wszystkim elastyczności oraz kompromisu.

J: Jeśli już wspominasz o nieprzewidywalności Twoich dzieci, to może czas na krótką historyjkę?

M: Hmm... Antek nie był zbytnio kłopotliwy, raczej trzymał się z dala od hałasu i towarzystwa. Za to Ty... Byłaś bardzo odważna, żywa, chętna do kontaktu ze wszystkimi. Najlepiej było Cię postawić na środku stołu, otoczyć wianuszkiem „wielbicieli” i pozwolić śpiewać, recytować, tańczyć, teatrzyki odstawiać... Miałaś tendencję do uciekania ode mnie i Taty. Potrafiłaś uciekać kilka razy dziennie z domu, oczywiście nic nie mówiąc, mając 3 lata. Zazwyczaj, gdy po kilku minutach się orientowaliśmy, że Cię nie ma to już wracałaś, a raczej stałaś pod klatką czekając, aż ktoś otworzy Ci drzwi, bo nie dosięgałaś do domofonu... Czasem też znajdowaliśmy Cię w recepcji fitnessu obok albo u sąsiadek na górze... Gdy wyjeżdżaliśmy nad morze, to nie dało się z Tobą nigdzie siąść i zjeść- zawsze Nam zwiewałaś. Musieliśmy brać na wynos...

J: (umarłam ze śmiechu) To jak w takim razie udało Ci się w końcu mnie opanować i dotrzeć do mnie? W końcu teraz nie czuję potrzeby uciekania przed Tobą i mamy świetny kontakt.

M: Myślę, że trzeba dużo rozmawiać. Ważne jest to, aby nie bagatelizwać nawet „błahych” w oczach dorosłych problemów dziecka. Trzeba się dostosować i prowadzić konwersację na równym poziomie, pełną zrozumienia i akceptacji. Myślę, że to buduje więź. Zwierzanie się z najmniejszych utrapień prowadzi do większego otwarcia na wspracie ze strony rodzica. Widzę, że teraz nadeszły takie czasy, że zapominamy o tym, że u rodziców znjadziemy najwieksze wsparcie. Jesteście[dzieci] strasznie zabiegani, wolicie znajomych, chłopaków (uśmiech).

J: No tak. Później często żałujemy, że powierzyliśmy sekrety niektórym osobą. Przyjaźń bywa fałszywa, związki się kończą, a Was[rodziców] mamy zawsze.

M: Tak czasami jest, ale to chyba też naturalny etap. Zauważyłam to po sobie- na początku dziecko jest silnie związane z rodzicem, później nadchodzi bunt, zdystansowanie...a potem..

J: (wtrącam) a potem przychodzą studia i tęsknimy za obiadkami w domku.

M: Haha, na pewno tak. Ale wtedy też nadchodzi czas, kiedy to, rodzic musi zachować lekki dystans, a raczej uświadomić sobie to, że dziecko już nie jest dzieckiem. To dorosły człowiek, który musi się uczyć samodzielności na swoich błędach, podjemować własne decyzje. Nie można już nakazać, narzucić czego. Pozostają rady i akceptacja wyborów.

J: W skrócie nie dla „upupiania”?

M: TAK!

J: A co z czasem wolnym?

M: Teraz nie ma z tym problemu. Jeśli chcę wyjść do kina to nie martwię się o Ciebie lub Antka. Dorastacie. Teraz to tak naprawdę mam najwięcej czasu.

J: No w sumie tak- ostatnio to Ja wiozłam Ciebie na domówkę w babskim gronie, a nie Ty mnie.

M: No właśnie. Rola się odwróciła :)
Chciałabym jeszcze dodać, że przecież czas wolny też często spędzamy razem ze względu na wspólne zainteresowania.

J: Na przykład jedzenie.

M: Na przyklad! (śmiech) Albo oglądanie filmów, rowery.

J: Z Antkiem nawet w piłkę grasz w domu...

M: Trzeba się poświęcić- każda praktyka jest dobra [Antek gra w ręczną].

J: Jaką radę byś dała 20-letniej sobie?

M: Hmm... chciałabym pamiętać, że musimy kierować się swoimi zainteresowaniami, pasjami! Ja żałuje, że nie jestem nauczycielką. Na pewno też nie zrobiłabym sobie „trwałej” na włosach... Nikomu nie polecam!

J: Pamiętam jak kiedyś, kilka lat temu zadzwoniłam do Ciebie będąc na wakacjach u babci z błaganiem o to, żebyś mi pozwoliła zrobić trwałą... Dziękuje, że mi zabroniłaś. Ufff

M: Trzeba się słuchać rad mamy.

J: Kim jest dla Ciebie przyjaciel?

M: Przyjaciel to ktoś, przy kim nie musisz nikogo udawać, jesteś sobą. Nie musisz starać się być lepszym niż jesteś, bo ta osoba akceptuje Cię w pełni... Nie musicie mieć kontaktu codziennie, ale gdy coś jest nie tak, to wiesz, że zawsze będzie przy Tobie.

J: No tak, przecież Ty masz przyjaciółkę od 14 lat... z którą widziałaś się tylko raz w życiu.

M: Tak- Krysia. To takie nietypowe, bo mieszkamy daleko od siebie, ale ja wiem o niej wszystko, ona o mnie. Pielęgnujemy Naszą znajomość :)
Nie zapominajmy, że Ty też jesteś moją przyjaciółką... Moje dzieciaki są moimi przyjaciółmi i mam nadzieje, że będzie tak zawsze.

J: Antek jest gorszym przyjacielem niż ja. On woli randkować przez telefon, zamyka się w pokoju i odcina od Nas!

M: Jak tak o tym mówisz, to przypomina mi się czas, gdy moje dzieci pytały się o to kogo bardziej kocham.

J: Hahaha, naprawdę?

M: Tak! Antek przychodził i mówił „No mamo, powiedz mi na ucho, po cichu, że mnie kochasz bardziej! Nie powiem Julce”

J: I mówiłaś mu tak?

M: NIE! zawsze mówiłam, że jednakowo.

J: Mam nadzieję. Hmm, a co to jest miłość?

M: Hmmm... Myśle, że patrząc na moją córkę i jej chłopaka wiem co to jest miłość :) Taka definicja w praktyce.

J: Wow, to było urocze! A co w miłości jest najważniejsze?

M: Kluczowe jest przebaczanie. No i tolerancja... Trzeba starać się mimo wszystko, razem.

J: Jaką masz wizję siebie za kilka lat... gdy ja i Antek wyjedziemy na studia?

M: Będę płakać... Będzie porządek w domu (śmiech).

J: Jak miło!

M: Żartuje. Staram się przyzwyczajać do tej myśli. Dzieci muszą „wyjść” z domu. Rodzic powinien się cieszyć, że wychowawał swoje dziecko na zaradną osobę.

J: Okej, ale co będziesz robić, gdy „dom” będzie mniejszy o 2 osoby?

M: Będe robić w ogródku, może zdecyduje się w końcu na psa...

J: Rozumiem, że nie przeszkadza Ci fakt, że jestem bardzo uczulona? (śmiech)

M: Nie ukrywam, jest to „lekkie” przeciwskazanie. Nie myśl, że pies to zastępstwo za Was!

J: W sumie jak trzecie dziecko.

M: Przede wszystkim będziemy z tatą wypatrywać wnuków! Robić Wam weki, dżemiki.
Będę namawiać tatę, żebyśmy dużo jeździli na rowerach.

J: Tata namawia Cię na bieganie i jakoś nie chcesz.

M: Jak to?! Byliśmy biegać ostatnio.

J: Tata zrelacjonował to tak, że on biegał, a Ty za nim (śmiech)

M: No cóż. Może jestem słabsza, ale jakoś tam biegnę!

J: A może w pracy awansujesz na prezesa?

M: Może nie pisz tego w wywiadzie hahaha [wybacz Mamo!]
Obiecuję Ci też, że nie będę napychać w przyszłości Twoich dzieci jedzeniem.

J: Ciężko mi w to uwierzyć, Babcia Danusia [mama mojej mamy] też pewnie tak mówiła w Twoim wieku... A teraz jest jak jest. Sprawia jej radość, gdy pojawiają się mi kolejne fałdki na brzuchu albo drugi podbródek haha

M: No cóż... Okaże się.

J: Też tak uważam. Dziękuję Ci za rozmowę, miło mi, że poświęciłaś mi trochę czasu między prasowaniem a gotowaniem :)

M: To ja dziękuje!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz