środa, 26 kwietnia 2017

"Nie ma rzeczy niemożliwych..."- rozmowa z Szymonem


Szymek. 13 lat. Na wózku od dziecka. Sportowiec. Wzór do naśladowania.






J:Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem? S: Wszystko zaczęło się od tego, że moja mama wyczytała w internecie o zajęciach sportowych ogólnorozwojowych dla niepełnosprawnych… Więc pojechałem spróbować i bardzo mi się to spodobało. Na zajęciach poznałem też mojego obecnego trenera- Krzyśka Pietrzyka. To on mnie zaprosił na mój pierwszy trening koszykówki…
W tym momencie mój tata zaczął poszukiwać dla mnie profesjonalnego wózka do gry w koszykówkę. Odezwał się klub z Łodzi, który zaproponował mi dołączenie do drużyny. Od tamtej pory tam grałem (6 lat temu). J: Zaraz, zaraz… Chcesz powiedzieć, że jeździłeś do Łodzi na treningi?! S: Tak. Raz w tygodniu 280 km w dwie strony. J: To niesamowite poświęcenie. S: Ale warto było. Dzięki temu wiele się nauczyłem, zaczynałem tak naprawdę od podstaw. J: A co dalej? S: Po dwóch latach grania w Łodzi, w końcu stwierdziliśmy, że to jeżdżenie było zbyt męczące. Dlatego mój tata wraz z Krzyśkiem Pietrzykiem założyli klub w Kielcach. Zebraliśmy chłopaków z różnych pobliskich rejonów- ze Starachowic, z Łagowa, z okolic Górna- no i udało nam się skompletować drużynę. Mój tata objął stanowisko menadżera, wspominany już wcześniej Krzysiek Pietrzyk trenera. J: Z tego co zauważyłam, zawodnicy w Waszym Klubie (Pactum Scyzory Kielce) są dosyć zróżnicowani wiekowo. Czy to nie przeszkadza? S: Jestem najmłodszy w drużynie (13 lat), najstarszy z nas ma 40. Najważniejsze jest związanie drużyny, nie ma barier wiekowych. Wszyscy jesteśmy zawodnikami i traktujemy siebie równo. J: Wszyscy dostajecie na treningach wycisk? S: Tak jest. Leje się pot, ale taki właśnie powinien być sport. J: A co daje Ci ten sport i treningi? S: Przede wszystkim z takich względów fizycznych to podniosła mi się odporność, a psychicznie- stałem się silniejszy, bardziej wytrwały, odważny. Jestem teraz śmielszy i otwarty na innych. Wielu niepełnosprawnych boi się odzywać. Zamykają się w domu i nie chcą wychodzić do ludzi. Dzięki trenowaniu ja nie mam takiego problemu. J: Kto jest Twoim Bohaterem? S: Od początku mojej przygody z koszykówką, a zaczęło się to w 2011 r., byłem zapatrzony w Krzyśka Pietrzyka. Jest on paraolimpijczykiem- reprezentował Polskę w Londynie w 2012 roku. Gra też w zagranicznych ligach zawodowych np. we Włoszech. J: Trener jest idolem. Czyli tak naprawdę stale uczysz się pod okiem swojego herosa… Nie czujesz presji? S: Wydaję mi się, że nie czuję aż tak ciężkiej presji. Robię to co lubię. jestem młodszy od reszty zawodników, więc trener też nie wymaga ode mnie żebym był od razu najlepszym zawodnikiem. Mam jeszcze wiele meczów i treningów przed sobą. J: Jakie jest Twoje największe marzenie? S: W przyszłości chciałbym grać na wysokim poziomie w zagranicznej drużynie, bo niestety nasza polska liga nie jest zbytnio przyszłościowa. W Polsce tak naprawdę mało się słyszy o koszykówce na wózkach. W Niemczech, we Włoszech lub Hiszpanii te zawodowe ligi istnieją. Tam koszykówka na wózkach traktowana jest jak każdy inny sport np. piłka ręczna… Najwyższym celem jest też wyjazd na Paraolimpiadę. J: A jakie Twoja drużyna ma obecnie osiągnięcia? S: Najważniejsze z nich to: - dwa razy brązowy medal MP (dwa lata pod rząd) - zwycięstwo w Międzynarodowej Lidze Środkowoeuropejskiej ( złoto w 2016, srebro w 2017) - II miejsce na Pucharze Polski J: Wow… Sporo tego. Zatem czy jesteś z siebie dumny? S: Dla mnie najważniejsze nie są moje sukcesy indywidualne, ale drużynowe. To co osiągamy razem ma największe znaczenie- wtedy cieszę się najbardziej. J: A jak rówieśnicy reagują na Twoją pasję? S: Jeśli gramy na przykład w Kielcach, to znajomi ze szkoły często przychodzą kibicować. Zawsze, gdy wyjeżdżam na turnieje gdzieś dalej lub za granicę - pytają jak poszło. J: Gdyby nie sport, to co? S: Nudziło by mi się! Miałbym za mało emocji w życiu. J: Masz motto? S: Ja mam taką zasadę, żeby się nigdy nie poddawać. Nawet jeśli coś nie pójdzie, jeśli dotknie nas jakaś porażka, to trzeba walczyć do samego końca. Nie ma rzeczy niemożliwych- trzeba działać, próbować i wierzyć w to co robimy. J: Dziękuję Ci za rozmowę i życzę samych sukcesów! S: Dziękuję bardzo :)

sobota, 18 marca 2017

SUPERWOMAN- czyli wywiad z moją Mamą

Moja mama. Moja przyjaciółka. Moja super-bohaterka.

Gdybym zapytała każdego z Was po kolei o to kim dla Was jest Wasza mama, zapewne odpowiedzielibyście: „jest najwspanialszą kobietą świata”. Tak też odpowiadam ja... W tej rozmowie poruszyłam kwestie, które dotyczą zarówno Nas- dzieci- jak i naszych rodziców. Jest to dla mnie szczególny wywiad, bo stworzony z udziałem osoby, którą kocham ponad życie, która stanowi dla mnie wzór. Moja mama tworzy od momentu moich narodzin ścieżkę, po której drepczę za nią. Dzięki temu jestem taka jaka jestem. Kochajmy nasze mamy i mówmy im o tym!

Dosyć wstępu, czas zacząć :)



J: Opowiedz coś o sobie.

M: (długie zastanowienie) Hmm... ciężko mi tak coś po prostu o sobie mówić.

J: Wiem, prawdopodobnie to jest najtrudniejsze pytanie jakie zadaję.

M: Więc... Mam na imię Monika.

J: Jakieś pseudo? Ksywka?

M: (uśmiech) Kiedyś „Kosa”, teraz Monia lub Moni.

J: Teraz jakaś bardziej zwyczajna, mniej szalona.

M: Tak, aczkolwiek osoby z pracy wcale nie uważają mnie za zbyt poważną :)

J: (śmiech) Ale przecież masz poważne stanowisko i to ze słodkimi profitami! [mama pracuje w dziale marketingu, ma spotkania z przedstawicielami np. Wedla i potem znosi mase słodyczy do domu!]

M: Zawód słodkiej kategorii... Pracuję 20 lat, marzę już o emeryturze. Mam dwójkę dzieci- jedno z nich znacie, a syn ma na imię Antek i ma 13 lat...

J: Nie planujesz już następnych?

M: Nie nie nie, dwójka mnie pochłonęła. Poczekam na wnuki :)

J: A propos dzieci, jak to jest być mamą?

M: CUDOWNIE!

J: Nie ściemniaj, wiem, że nie zawsze jest tak kolorowo. Coś o tym wiem (śmiech).

M: Ale przede wszystkim jest cudownie. Nie wyobrażam sobie nie mieć dzieci. Myśle, że macierzyństwo wnosi do życia naprawdę wiele. Radości, nieradości, ale mimo wszystko.

J: A czy dzieci mogą uczyć rodziców? Jest coś czego nauczyłam Cię Ja i Antol?

M: Pewnie, że tak! Uczucie miłości ponad wszystko. Pewnie zabrzmi to górnolotnie, ale życie bym za Was oddała.

J: A co z wychowaniem? Jak dajesz sobie radę z dwoma łobuzami w domu plus jeszcze tatą?

M: Haha, z wychowaniem to jest tak, że nie powinno się niczego planować, bo i tak życie dużo weryfikuje, a dzieci są nieprzewidywalne (śmiech)! Potrzeba dużej cierpliwości i przede wszystkim elastyczności oraz kompromisu.

J: Jeśli już wspominasz o nieprzewidywalności Twoich dzieci, to może czas na krótką historyjkę?

M: Hmm... Antek nie był zbytnio kłopotliwy, raczej trzymał się z dala od hałasu i towarzystwa. Za to Ty... Byłaś bardzo odważna, żywa, chętna do kontaktu ze wszystkimi. Najlepiej było Cię postawić na środku stołu, otoczyć wianuszkiem „wielbicieli” i pozwolić śpiewać, recytować, tańczyć, teatrzyki odstawiać... Miałaś tendencję do uciekania ode mnie i Taty. Potrafiłaś uciekać kilka razy dziennie z domu, oczywiście nic nie mówiąc, mając 3 lata. Zazwyczaj, gdy po kilku minutach się orientowaliśmy, że Cię nie ma to już wracałaś, a raczej stałaś pod klatką czekając, aż ktoś otworzy Ci drzwi, bo nie dosięgałaś do domofonu... Czasem też znajdowaliśmy Cię w recepcji fitnessu obok albo u sąsiadek na górze... Gdy wyjeżdżaliśmy nad morze, to nie dało się z Tobą nigdzie siąść i zjeść- zawsze Nam zwiewałaś. Musieliśmy brać na wynos...

J: (umarłam ze śmiechu) To jak w takim razie udało Ci się w końcu mnie opanować i dotrzeć do mnie? W końcu teraz nie czuję potrzeby uciekania przed Tobą i mamy świetny kontakt.

M: Myślę, że trzeba dużo rozmawiać. Ważne jest to, aby nie bagatelizwać nawet „błahych” w oczach dorosłych problemów dziecka. Trzeba się dostosować i prowadzić konwersację na równym poziomie, pełną zrozumienia i akceptacji. Myślę, że to buduje więź. Zwierzanie się z najmniejszych utrapień prowadzi do większego otwarcia na wspracie ze strony rodzica. Widzę, że teraz nadeszły takie czasy, że zapominamy o tym, że u rodziców znjadziemy najwieksze wsparcie. Jesteście[dzieci] strasznie zabiegani, wolicie znajomych, chłopaków (uśmiech).

J: No tak. Później często żałujemy, że powierzyliśmy sekrety niektórym osobą. Przyjaźń bywa fałszywa, związki się kończą, a Was[rodziców] mamy zawsze.

M: Tak czasami jest, ale to chyba też naturalny etap. Zauważyłam to po sobie- na początku dziecko jest silnie związane z rodzicem, później nadchodzi bunt, zdystansowanie...a potem..

J: (wtrącam) a potem przychodzą studia i tęsknimy za obiadkami w domku.

M: Haha, na pewno tak. Ale wtedy też nadchodzi czas, kiedy to, rodzic musi zachować lekki dystans, a raczej uświadomić sobie to, że dziecko już nie jest dzieckiem. To dorosły człowiek, który musi się uczyć samodzielności na swoich błędach, podjemować własne decyzje. Nie można już nakazać, narzucić czego. Pozostają rady i akceptacja wyborów.

J: W skrócie nie dla „upupiania”?

M: TAK!

J: A co z czasem wolnym?

M: Teraz nie ma z tym problemu. Jeśli chcę wyjść do kina to nie martwię się o Ciebie lub Antka. Dorastacie. Teraz to tak naprawdę mam najwięcej czasu.

J: No w sumie tak- ostatnio to Ja wiozłam Ciebie na domówkę w babskim gronie, a nie Ty mnie.

M: No właśnie. Rola się odwróciła :)
Chciałabym jeszcze dodać, że przecież czas wolny też często spędzamy razem ze względu na wspólne zainteresowania.

J: Na przykład jedzenie.

M: Na przyklad! (śmiech) Albo oglądanie filmów, rowery.

J: Z Antkiem nawet w piłkę grasz w domu...

M: Trzeba się poświęcić- każda praktyka jest dobra [Antek gra w ręczną].

J: Jaką radę byś dała 20-letniej sobie?

M: Hmm... chciałabym pamiętać, że musimy kierować się swoimi zainteresowaniami, pasjami! Ja żałuje, że nie jestem nauczycielką. Na pewno też nie zrobiłabym sobie „trwałej” na włosach... Nikomu nie polecam!

J: Pamiętam jak kiedyś, kilka lat temu zadzwoniłam do Ciebie będąc na wakacjach u babci z błaganiem o to, żebyś mi pozwoliła zrobić trwałą... Dziękuje, że mi zabroniłaś. Ufff

M: Trzeba się słuchać rad mamy.

J: Kim jest dla Ciebie przyjaciel?

M: Przyjaciel to ktoś, przy kim nie musisz nikogo udawać, jesteś sobą. Nie musisz starać się być lepszym niż jesteś, bo ta osoba akceptuje Cię w pełni... Nie musicie mieć kontaktu codziennie, ale gdy coś jest nie tak, to wiesz, że zawsze będzie przy Tobie.

J: No tak, przecież Ty masz przyjaciółkę od 14 lat... z którą widziałaś się tylko raz w życiu.

M: Tak- Krysia. To takie nietypowe, bo mieszkamy daleko od siebie, ale ja wiem o niej wszystko, ona o mnie. Pielęgnujemy Naszą znajomość :)
Nie zapominajmy, że Ty też jesteś moją przyjaciółką... Moje dzieciaki są moimi przyjaciółmi i mam nadzieje, że będzie tak zawsze.

J: Antek jest gorszym przyjacielem niż ja. On woli randkować przez telefon, zamyka się w pokoju i odcina od Nas!

M: Jak tak o tym mówisz, to przypomina mi się czas, gdy moje dzieci pytały się o to kogo bardziej kocham.

J: Hahaha, naprawdę?

M: Tak! Antek przychodził i mówił „No mamo, powiedz mi na ucho, po cichu, że mnie kochasz bardziej! Nie powiem Julce”

J: I mówiłaś mu tak?

M: NIE! zawsze mówiłam, że jednakowo.

J: Mam nadzieję. Hmm, a co to jest miłość?

M: Hmmm... Myśle, że patrząc na moją córkę i jej chłopaka wiem co to jest miłość :) Taka definicja w praktyce.

J: Wow, to było urocze! A co w miłości jest najważniejsze?

M: Kluczowe jest przebaczanie. No i tolerancja... Trzeba starać się mimo wszystko, razem.

J: Jaką masz wizję siebie za kilka lat... gdy ja i Antek wyjedziemy na studia?

M: Będę płakać... Będzie porządek w domu (śmiech).

J: Jak miło!

M: Żartuje. Staram się przyzwyczajać do tej myśli. Dzieci muszą „wyjść” z domu. Rodzic powinien się cieszyć, że wychowawał swoje dziecko na zaradną osobę.

J: Okej, ale co będziesz robić, gdy „dom” będzie mniejszy o 2 osoby?

M: Będe robić w ogródku, może zdecyduje się w końcu na psa...

J: Rozumiem, że nie przeszkadza Ci fakt, że jestem bardzo uczulona? (śmiech)

M: Nie ukrywam, jest to „lekkie” przeciwskazanie. Nie myśl, że pies to zastępstwo za Was!

J: W sumie jak trzecie dziecko.

M: Przede wszystkim będziemy z tatą wypatrywać wnuków! Robić Wam weki, dżemiki.
Będę namawiać tatę, żebyśmy dużo jeździli na rowerach.

J: Tata namawia Cię na bieganie i jakoś nie chcesz.

M: Jak to?! Byliśmy biegać ostatnio.

J: Tata zrelacjonował to tak, że on biegał, a Ty za nim (śmiech)

M: No cóż. Może jestem słabsza, ale jakoś tam biegnę!

J: A może w pracy awansujesz na prezesa?

M: Może nie pisz tego w wywiadzie hahaha [wybacz Mamo!]
Obiecuję Ci też, że nie będę napychać w przyszłości Twoich dzieci jedzeniem.

J: Ciężko mi w to uwierzyć, Babcia Danusia [mama mojej mamy] też pewnie tak mówiła w Twoim wieku... A teraz jest jak jest. Sprawia jej radość, gdy pojawiają się mi kolejne fałdki na brzuchu albo drugi podbródek haha

M: No cóż... Okaże się.

J: Też tak uważam. Dziękuję Ci za rozmowę, miło mi, że poświęciłaś mi trochę czasu między prasowaniem a gotowaniem :)

M: To ja dziękuje!



wtorek, 31 stycznia 2017

Find what you love and let it kill YOU


cześć!

Trochę mnie tu nie było. Powód? Matura, wyjazdy, fundacyjne sprawy :) Ale teraz jestem i chciałabym poruszyć dość lekki temat, który jednakże dotyczy (a przynajmniej powinien) każdego z Nas. 
Dziś o PASJI. 

Czym tak naprawdę jest ta "pasja"? Słownikowo-  "czynność wykonywana dla relaksu w czasie wolnym od obowiązków. Może łączyć się ze zdobywaniem wiedzy w danej dziedzinie, doskonaleniem swoich umiejętności w pewnym określonym zakresie albo też nawet z zarobkiem. Głównym celem pozostaje jednak przyjemność płynąca z uprawiania hobby." 
Osobiście zgadzam się z tą definicją, ALE według mnie pasja  nie musi się ograniczać do czynności, a może objawiać się we wszystkim co Nas otacza. Chodzi mi o maleńkie rzeczy i chwile często dostrzegane tylko przez Nas samych...

Hobby to przecież nie tylko zajęcia. Dla kogoś czymś wspaniałym może być coś, co dla kogoś innego, jest nie do pomyślenia. Najważniejszy w tym przypadku jest szacunek i akceptacja zainteresowań drugiej osoby :) Nie wymagajmy od innych uśmiechania się do rzeczy, które "tworzymy", jeśli sami robimy krzywe miny na cudze.

Wracając do określenia tego, co tak naprawdę może stać się pasją... Chciałabym posłużyć się przykładami z mojego życia :)

Dla mnie pasją mogą być osobowości- ludzie, którzy mnie w pewien sposób inspirują, dają mi motywację, nowe spojrzenie na świat. Pasją może stać się utwór liryczny (to, że nie czytasz wierszy i nie jesteś "artystyczną duszą", nie oznacza, że nie natrafisz kiedyś na taki, który idealnie do Ciebie trafia). Pasją może być kolor, deszcz, nawet czyjś uśmiech. W istocie, wszystko to, co sprawia, że czujesz się lekko "uniesiony" ponad codziennością, może stać się czymś co uwielbisz. 

Jeśli nie masz jeszcze hobby, czegoś co Cię kompletnie pochłonie... Spróbuj posłuchać samego siebie :) Znajdź 2 słowa, które Ciebie określają i... spróbuj odnaleźć ich odzwierciedlenie w świecie. 
Np ---> JA= SZALEŃSTWO + HARMONIA. Brzmi dziwnie, wiem. Jednak tylko z pozoru. Znalazłam relaks w barwach, które mogę kontrolować :) Dlatego w wolnych chwilach maluję, rysuję... 
Dosyć tego objaśniania. Na przykładach przekonajcie się sami o co mi chodzi :)
-J.


Księżna Monako- Grace Kelly
Russel Crowe jako John Nash

wyraz twarzy Judith Gustava Klimta


 
to zdjęcie Lykke Li- mojej ukochanej wokalistki
Oczy Pabla Picasso
Szaleństwo mojej podopiecznej, która kopie swojego raka po tyłku


Moje miejsce relaksu

Jeden z moich ulubionych utworów

Zbiór tomików Wisławy Szymborskiej

Mała kolekcja książek o sztuce i architekturze

Jeden z najpiękniejszych klasyków literatury światowej

Moja MAMA, czyli najwspanialsza kobieta świata


Zbiór książek, które wiele mnie nauczyły 


Podobny obraz
Marcin Dorociński

Znalezione obrazy dla zapytania agata kulesza
Agata Kulesza

Znalezione obrazy dla zapytania sztuka kochania boczarska
Magdalena Boczarska jako Michalina Wisłocka

wtorek, 10 stycznia 2017

Kylie Jenner jako ikona? Ideały XXI wieku.

Cześć Kochani! :)

Dziękuję bardzo za zainteresowanie ostatnim postem. Jest to dla mnie duża dawka motywacji. Mam kilka ciekawych pomysłów na nowe wpisy i myślę, że każdy z Was znajdzie tu coś dla siebie niezależnie od płci, wieku, zainteresowań i poglądów :) Szykuję też projekt pt: "Bohater miesiąca", który ukazywać się będzie przez dłuższy okres czasu i to cyklicznie :)

Po tym krótkim informacyjnym wstępie... Czas na wprowadzenie do właściwego tematu posta. Dzisiaj chciałabym zwrócić uwagę na powszechną tendencję dążenia do bycia kimś innym, maskowania tego jacy w istocie jesteśmy, przyjmowania fałszywych, nieodpowiednich wzorców...

Mam takie wrażenie, że młode pokolenie (tak-mam na myśli również moich rówieśników) gna za czymś co jest warte tyle co 2000 pesos kolumbijskich w dwóch banknotach (tylko dla fanów "Kilera").  Jest to dla mnie tak przykre, że czasem autentycznie wstydzę się za moich znajomych- za to jak wyglądają i jak się zachowują. Oczywiście- żyjemy w wolnym kraju i możemy robić co chcemy oraz być kim chcemy. Jeśli mamy chęć wyznawać pastafarianizm, nosić zielone włosy w różowe groszki i zakładać skarpety do sandałów- róbmy to. Problem tkwi w tym, że coraz częściej gubimy się w tym wszystkim i tracimy własną tożsamość. Tak oto z Kasi (fikcja) powstaję ksero ksera z ksera, a Marek zmusza się do oglądania Ligi Mistrzów UEFA, bo wszyscy jego kumple to robią... Wszystko to tworzy jedną wielką imitację. Wzorcami stają się np. osoby, które swoje "sukcesy" opierają na sławnym rodzeństwie lub masie operacji plastycznych w młodym wieku.



UWAGA retrospekcja z mojego życia!

Kiedyś, gdy byłam jeszcze mała, około 4 roku życia zafascynowałam się bajkami o superbohaterach. W czołówce najlepszych wyróżniam "Odlotowe Agentki", "Fantometkę" i "Iniemamocnych". Zainspirowana, stworzyłam z pomocą mojego kreatywnego Taty alter ego! Sama stałam się tajną agentką i czułam się tak, jakbym naprawdę ratowała świat przed zagładą. Pewności siebie dodawał mi świetny strój, który powstawał pod okiem niezastąpionego projektanta mody- Pitera (czyt. Tata). Wyobraźcie sobie małego brzdąca biegającego w środku lata w kozakach zimowych, kombinezonie tajniaka, w masce uszytej ze starego podkoszulka... Do tego wbiegającego do mieszkań sąsiadów krzycząc: "JESTEM FANTOMETKĄ!!!". Tak, to cała ja. Tęsknie często za taką beztroską, za takim przekonaniem, że to ode mnie zależą losy świata.

Przez to wtrącenie chciałam przedstawić jak to wszystko wyglądało kiedyś. Pomimo tego, że byłam wyjątkowo szalonym dzieckiem, które wierzyło w to, że zabawki w nocy się ruszają, wiem, że nie tylko ja bawiłam się w ten sposób. W przedszkolu, na podwórku wszyscy wymyślaliśmy takie niewinne, chwilowe osobowości, w które się wcielaliśmy...

Jednak, gdy teraz patrzę na profile niektórych tych osób, z którymi przeżywałam najlepsze chwile dzieciństwa odnoszę wrażenie, że są to inne osoby. Inne, a w pewien sposób takie same.
Dziewczyny, co z Wami? Dlaczego się nie uśmiechacie na zdjęciach? Czemu Wasze profilowe wyglądają jak wyjęte z jakiegoś taniego żurnala? Wybałuszone usta, wykonturowana twarz, ściśnięte piersi, wzrok wrednej małpy i jakiś "mądry" cytat o życiu w opisie. Nie rozumiem jak można zapominać o tym, że to Nasz szczery uśmiech jest najlepszą wizytówką i atutem każdej z Nas! :)

Kojarzę z mojej podstawówki, a później gimnazjum (chodziłam przez 9 lat do tej samej szkoły integracyjnej) taką prześliczną dziewczynę. Uznajmy, że miała na imię Laura. Miała lekko pokręcone, blond włosy, duże zielone oczy, pełne usta i dziewczęcy urok w sobie. Do tego była miła i skromna. Mijały lata, każdy dorastał (nie wspomniałam, że była 2 lata młodsza i poznałyśmy się na zajęciach koła teatralnego), ja skończyłam szkołę, poszłam do liceum i... Spotkałam Laurę pewnego dnia na przystanku autobusowym. Patrząc na to jak zmalowana była, zrobiło mi się głupio (a nie powinno!), że młodsza koleżanka opanowała lepiej tajniki zawodowego makijażu ode mnie... Sama byłam ledwo co "maźnięta" kosmetykami, bo wolę pospać rano dłużej niż budować maskę o świcie. Wracając- chodzi mi o to, że Laura przykryta warstwą podkładu, korektorów i innych, wcale nie była ładna. Była tandetna i taka sama jak inne dziewczyny. Straciła "to coś", a jej naturalna uroda przestała istnieć. Do tego ubyło jej rozumu. Podczas rozmowy zrozumiałam, że stała się taka pusta, "bezpłciowa", po prostu pospolita. Może Wam się wydawać, czytając to wspomnienie, że był to dla mnie szok i coś typu "wydarzenia dnia". Otóż nie, takich "szoków" doznałam już wiele razy w życiu. Jednak ten przykład jest najlepszym na ukazanie tego jak z czegoś zrobić nic.

Często przeglądając instagrama spotykam się z profilami wręcz prowokującymi, jak dla mnie niesmacznymi. Te konta prowadzone są często przez moje rówieśniczki lub nawet młodsze dziewczyny. Zdjęcia typu "wypnę się tyłkiem przy lustrze"; "zrobię ponętną minę"; "pokaże połowę piersi"; "after shower selfie". Zadziwia mnie to, w jaki sposób dziś pozyskuje się uwagę. Nie wiem czy jest się czym szczycić jeśli pokazujesz swoje ciało i za to zbierasz lajki (chyba, że jesteś prawdziwym fitness freakiem i prowadzisz fotobloga). Promować własną osobę należy poprzez rozwój osobowości, pasji i ekspresję tego co w nas "siedzi". Inteligencja jest sexy!

 Chociaż duża część osób i tak nadal będzie wyznawać motto: "Mózgu i tak się nie r*cha" ;)

Najgorsze w tym jest to, że wszyscy się uczymy od starszych. Chcąc nie chcąc- starsi koledzy, siostry i bracia są dla Nas w pewnym sensie wzorem i autorytetem. Nie dziwię się zatem, że coraz młodsze osoby zaczynają kreować się na takie "Kylie". Nie jestem też pewna czy te osoby, chociaż próbowały zabłysnąć w społeczeństwie jako "JA". Wydaje mi się, że za bardzo boimy się braku akceptacji.       W wielu przypadkach pewnie jej nie otrzymamy. W końcu dla wielu bycie "cool" to podstawowy priorytet. A wiesz co? Ty i tak jesteś fajny/-a taki/-a jaki/-a jesteś. Uwierz mi.
Ja staram się być sobą- mam znajomych i kilku przyjaciół. Ba, nawet jakimś cudem mam chłopaka   (i to już spory okres czasu) który akceptuje mnie z pakietem wszystkich "dziwactw" i nie-takich-cool-rzeczy.  :) To mi zdecydowanie wystarcza. Wiem, że te osoby, którymi się otaczam będą przy mnie niezależnie od lajków lub tego jaki makijaż nakładam.
  
Nie chciałabym, żeby ktoś czytając to co piszę stwierdził, że próbuje zrobić z siebie coś w stylu "ostatniej normalnej dziewczyny świata". Każdy ma swoje wady, każdy ma słabsze strony. Staram się jedynie zwrócić uwagę na realną sytuację. 

Powinna istnieć wyraźna granica między inspirowaniem się kimś, docenianiem jego działalności a ślepą fascynacją, dążeniem do przejęcia ich osobowości. Nigdy się to Nam nie uda, a jedyne co osiągniemy to odebranie własnej indywidualności. Jako dzieci bawimy się w przyjmowanie chwilowych ról, ale nie stanowi to zagrożenia. Jest to normalna sytuacja, związana z kreowaniem fantazji. Problem zaczyna się wtedy, gdy w pełni świadomie wkładamy cudze maski na stałe.

Na koniec chciałabym opisać Wam pewną sytuacją, która miała miejsce w tą niedzielę. Wraz z moimi rodzicami i rodzicami mojego chłopaka wybraliśmy się do WDK na prelekcję i krótkometrażowy film na temat Brygady Świętokrzyskiej walczącej z Sowietami pacyfikującymi ziemie świętokrzyskie. Po seansie można było podejść, porozmawiać chwilę i zrobić sobie zdjęcie z jednym z ostatnich brygadzistów- kapitanem Stanisławem Turskim. Podeszłam więc nieśmiało do niego przygnieciona ogromem jego przeżyć i poświęcenia... "Gratuluję Panu odwagi. Z takiej Polski jestem dumna."- powiedziałam- "Drogie dziecko, pamiętaj, że ja -kpt. Turski-  Ci to mówię... Rób tak samo jak ja robiłem. Bądź odważna i powtarzaj to innym"-odparł. Odeszłam pełna emocji i takiego wewnętrznego napięcia- dostałam swego rodzaju rozkaz. Nie oznacza on oczywiście brania bagnetu na broń. Sądzę, że ma on o wiele głębszy sens. Sami zastanówcie się, jak Wy byście odebrali te słowa :)

 kpt. Turski


Podzielcie się w komentarzach Waszym zdaniem na temat :) Czy jest ktoś kto Was inspiruje? Kogo podziwiacie?

Odsyłam także do poprzednich postów:

 http://metrsiedemdziesiatbuntu.blogspot.com/2017/01/schudne-6-kg-czyli-postanowienia.html

 http://metrsiedemdziesiatbuntu.blogspot.com/2016/12/swieta-z-ukochanym-telefonem.html


-Julia

niedziela, 1 stycznia 2017

SCHUDNĘ 6 kg- czyli postanowienia noworoczne

Cześć :)

Po chwilowej przerwie powracam do Ciebie! Znowu piszę post adekwatny do czasu :)
Mam nadzieję, że wszyscy spędzili wspaniale Sylwestra i nie cierpią zbytnio dzisiaj (współczuję!)
Kto z Nas NIGDY nie postanowił czegoś z okazji Nowego Roku? W mojej wyobraźni nie widzę żadnej uniesionej dłoni :) Prawdą jest to, że tak już z Nami jest. Znajdujemy wspaniałe okazje na "wielkie" zmiany, obwieszczamy całej rodzinie (i społeczności wirtualnej :P) nadejście nowej epoki i... ? No właśnie- co potem? Są dwie możliwości (zaznacz właściwą):

A) ciśniemy, skupiamy całą swoją uwagę, chęci i motywacje na tym co nazwaliśmy naszym postanowieniem do momentu osiągnięcia celu ...

B) ciśniemy, skupiamy całą swoją uwagę, chęci i motywację na tym co nazwaliśmy naszym postanowieniem... przez 2dni/4 i pół dnia/tydzień/miesiąc lub UWAGA TYLKO DLA HARDCORÓW- trochę dłużej :)

Teraz pewnie wszyscy chórem wybieramy opcję A). Zagadką jest to, kiedy A) ewoluuje w B). O ile w ogóle tak się stanie (szanse są duże).
Chciałabym zatem po tym miłym wprowadzeniu, przedstawić kilka najpopularniejszych, domniemanych rewolucyjnych postanowień!

1) DIETA. FIT LIFE. SIŁKA

Jest środek zimy (przynajmniej kalendarzowej). Czy Ty też większą część grudnia przeleżałeś/przeleżałaś w ciepłym łóżeczku zajadając smakołyki? Wiem, wiem- im więcej tłuszczyku, tym większa warstwa izolacyjna! Do tego dochodzą te nieszczęsne święta... 12 potraw? Co to dla Ciebie! Jednak przychodzi taka chwila, gdy chcesz założyć te super dżinsy (dziewczyny), ale jakoś nie chcą się zapiąć! W najgorszym wypadku pękają na pupie. Spokojnie, za kilka dni NOWY ROK! Wszystko się zmieni :) A Ty magicznie zrzucisz to co przybyło... Do momentu, gdy zobaczysz pączka lub frytki!



2) Rzucam papierosy

Być może dla starszych czytelników będzie to szokiem (pozdrawiam moich nowoczesnych dziadków)- 3/4 moich znajomych pali papierosy, a przynajmniej popala. Sama kwalifikuję się często do grupy "party smoker", ale na tym kończąc. Wśród tych znajomych wyróżniam grupkę, z którą trzymam się bliżej :) Widzę jak ciężko jest im rzucić. Pamiętam przypadek sprzed około miesiąca- robiłam domówkę i zaprosiłam kolegę, który właśnie zamierzał skończyć z nałogiem. Na początku nie zamierzał przyjść, ponieważ wiedział czym to się skończy- czyt. wypali całą paczkę. Finalnie zjawił się i stało się to, czego tak bardzo się obawiał :P Z kolei mój Dziadzio próbował rzucić papierosy przez kilka dobrych lat po kilkudziesięciu stałego palenia. Gdy moja mamcia była ze mną w ciąży, mówił wszystkim, że przestanie palić wraz z moimi narodzinami... Kilka lat później ten sam tekst mówił to mi, gdy czekaliśmy tym razem na poród Antka- mojego brata.



3)  Będę bardziej zorganizowany/-a

Początki tego planu są fajne! Rozpisujesz listę "Do zrobienia" na cały tydzień, ładnie podkreślasz najważniejsze informacje w podręcznikach i zeszytach. Przyklejasz samoprzylepne karteczki z przypominajkami. Wieczorem przed snem pamiętasz by zmyć z buzi makijaż (głównie dziewczęta). Przed snem wymyślasz co założyć jutro, dzięki czemu zaoszczędzasz czasu z rana i możesz w spokoju zjeść śniadanko. ALE! Nagle orientujesz się, że podkreśliłeś/-aś prawie wszystkie zapiski. Karteczki z przypomnieniem odpadają, a Tobie nie chce się znowu ich wypisywać. Skończył Ci się płyn micelarny obok łóżka i rezygnujesz z demakijażu. Rano stwierdzasz, że obmyślony wcześniej outfit jest do dupy i desperacko szukasz nowego (a już za 15min ósma!!!). No i oczywiście zapominasz w pośpiechu zjeść.



4) Przeczytam dużo książek

Podobno (w tym momencie musiałam sięgnąć po statystyki) tylko 41 % Polaków przeczytało w ubiegłym roku więcej niż 1 książkę!!! Na całe szczęście Ty planujesz być przedstawicielem tej lepszej grupy naszych Rodaków :) Z dniem 2 stycznia lecisz do biblioteki i wypożyczasz stosy. Najlepiej to co ma fajną okładkę albo jest reklamowane w necie. Pamiętaj (jeśli jeszcze się uczysz), że obowiązkowe lektury nie wliczają się do rankingu! Oczywiście, że są pouczające i w większości przyjemne, ale także narzucone. Warto wyjść trochę ponad schematy, poszperać trochę, pomyśleć jaki gatunek najbardziej pasuje do Twojej osobowości. Kryminał, thriller, reportaż, fantasy? Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że dzięki czytaniu pozyskujesz ogromną wiedzę. Przykładowo, w kwietniu (już tamtego roku) czytałam kryminał szwedzkiej autorki, którego akcja toczyła się w Instytucie Paleontologii i Biologii. Dowiedziałam się tylu rzeczy o dinozaurach i tasiemcach, że moja Profesor powinna to docenić! Śmiej się, ale moja mama też czytała tą książkę i później dobrze odpowiedziała na pytanie oglądając "Jeden z dziesięciu" :)



5) Będę lepszym człowiekiem

To takie postanowienie, które powinno się spełnić w 100%. Nie jest to nic ciężkiego. Tak się tylko wydaje. Chęć stawania się lepszym człowiekiem, dążenie do samodoskonalenia, to coś co powinno towarzyszyć Nam przez całe życie. To właśnie wtedy coś osiągniemy. Jeśli nie otworzymy szeroko oczu, by dostrzec, że na świecie nie jest tylko nasze własne "JA", to nigdy nie będziemy dobrymi ludźmi :) Wydaje mi się, że zbyt mało osób myśli o takiej zmianie. Myślimy często, że jesteśmy bez skazy, bo kiedyś wnieśliśmy zakupy sąsiadce lub daliśmy 2 zł bezdomnemu. Na prawdę chodzi tylko o to?




Chciałabym, żeby wszystkie Twoje postanowienia się spełniły w tym roku/tym razem! Życzę Ci dużo siły, mocnej woli i motywacji, żeby osiągnąć coś nowego, co Cię uszczęśliwi! :)
Pamiętaj też o tym, że zmiany można zacząć choćby od teraz. Dosłownie. Nie czekajmy na niesamowite zdarzenia, święta, okazje. Niech chwila, w której zaczniesz działać będzie zależna od Ciebie, a nie od kalendarza i trendów :)

-Jula


wtorek, 27 grudnia 2016

Święta z ukochanym... telefonem

Cześć,
Jako, że od godziny 00:00 dnia dzisiejszego wszyscy Polacy propagują znane powiedzonko „Święta, święta i po świętach”… Przychodzę do Was z problemem, który dotyczy prawdopodobnie 90% społeczeństwa XXI wieku. Kto zgadnie o czym mowa? (nie to, że sam tytuł posta mówi wprost!).
Tak- mam na myśli to, że nawet te 3 piękne dni traktowane są w pewien sposób jak wszystkie inne w roku. Teraz pewnie czytając to się oburzasz – jak to? przecież pomagam robić potrawy wigilijne, sprzątam z mamą, wybieram się o północy na pasterkę, a nawet kupiłem sobie ten kiczowaty sweterek z dzwoneczkami (babci się na pewno spodoba) i paraduje w nim pośród ludzi! Brawo :) odhaczyłeś wszystkie niezbędne rytuały związane z Bożym Narodzeniem. Chociaż sprzątać w domu lepiej częściej niż co rok ;) I teraz niech każdy z Nas przywoła obraz sprzed kilku dni… Wigilijny wieczór, choinka już ubrana, wszystko błyszczy, wszystko lśni, tata rozpala kominek, z kuchni dochodzi zapach cynamonu, goździków i tradycyjnej zupy grzybowej, zaraz przyjdzie reszta zaproszonej rodziny… A Ty? Ty siedzisz gdzieś ukradkiem przy choince i strzelasz „selfie”- no bo taki zwyczaj już panuje- trzeba pokazać, że i Twoja rodzina drzewko świąteczne ma! Mama biega po domu i szuka w pośpiechu opłatka, który przecież wczoraj jeszcze „tu” leżał, a teraz magicznie zniknął, a Ty w tym czasie nagrywasz jej komiczne krzątanie się na Snapa. Podano barszcz z uszkami- kolejna okazja do pochwalenia się światu jaki piękny kolor burgundu wypełnia Twój talerz. Gdzieś pomiędzy rybą po grecku, a śledziem trzeba odpisać koleżance na komentarz pod zdjęciem na fejsie, no i przy okazji dasz parę „serduszek” na Insta, tym którzy dali je też Tobie pod zdjęciem z choinką, które dodałeś tylko 1 h temu (a już 190 polubień-sukces). Najlepszy moment przychodzi jednak wtedy, gdy „podświadomie”, trochę z nudów (wujek Staszek opowiada po raz 3451 ten sam żart) zaczynasz wchodzić na byle jakie strony internetu. Przykładowo nagle zainteresowała Cię sytuacja flory Teheranu lub to, jak zrobić własne, masajskie rungu; jaką oktawą głosu włada Maryla Rodowicz albo to, że Kim Kardashian znowu założyła zbyt prześwitujące majtki. Wchodzisz w ten wirtualny świat tak bardzo, że zanim zdążysz znowu nałożyć sobie coś do jedzenia, orientujesz się, że połowa osób już wyszła, pasterka się zaczęła (a może skończyła?), a tata zdążył 4 razy posprzeczać się ze swoją teściową. I tak oto przeżyłeś kolejną wigilię swojego życia. Nie pozostało nic innego, jak napisać jutro posta typu „Znowu +5kg w jeden wieczór”. Oczywiście wszystkie wymienione sytuacje należy przyjąć z dystansem, opisałam je trochę w sposób przerysowany (chociaż…). Sens w tym, że chyba zapominamy o tym, że święta to nie tylko przygotowania do nich. To nie jest konkurs na najlepszy (według wielu i najdroższy) prezent roku. Gdybym zapytała Was o to czym jest dla Was Boże Narodzenie, założę się, że 3/4 osób odpowiedziałoby, że jest to czas spokoju i chwil poświęconych rodzinie. Bardzo ładnie, tylko nie ma to odzwierciedlenia w rzeczywistości, bo to, że dana rodzina siądzie przy jednym stole to jeszcze nie jest „wspólna chwila”. Jeśli ważniejsza dla Ciebie jest konwersacja na Messengerze, niż rozmowa z Twoimi najbliższymi… To chyba coś jest nie tak. Nie dziwię się, że wszyscy powtarzamy ten zwrot, o którym wspominałam na samym początku (przyp. „Święta, święta i po świętach”), skoro nie potrafimy docenić tych 72 godzin w roku. Ulatują one Nam gdzieś w tle, a gdy kończy się kolacja drugiego dnia świąt, autentycznie czujemy niedosyt i już nie możemy doczekać się kolejnego roku świętowania.
Ja od 2 lat praktykuję zasadę święta=telefon na bok. W tym roku jednak kilka razy (2) w ciągu dnia wchodziłam na portale społecznościowe, żeby zobaczyć ilu Was tam jest :) Duuuużo. Sama dodałam kilka zdjęć na Instagrama i jedno z moim siostrzeńcem na Facebook’a. Chciałam zobaczyć jaki odzew uzyskam. Mój chłopak (pozdrawiam) jest na tyle silny, że w ciągu tych kilku dni w ogóle nie używał telefonu (oprócz obowiązkowych SMS-ów do mnie!). Dziś rano, gdy wstaliśmy, bał się go włączyć :D Gdy w końcu się odważył, napłynęła fala ciągłego dźwięku powiadomień ze Snapa, pomieszanego z sygnałem Messengera i na dodatek Maila… Tak to już jest.
Na koniec chciałabym zaznaczyć, że nie mam nic do zdjęć choinki, psa przebranego w strój Św. Mikołaja, potraw wigilijnych, Waszego extra outfitu czy prezentów! Posłużyły one jako przykłady ukazania swego rodzaju „świątecznej obsesji” jaką tutaj opisywałam. Swoją drogą, taki eksperyment z odstawieniem Internetu na 3 dni, to niezły test dla Nas samych. Warto sprawdzić jak silną wolę mamy i jak bardzo uzależnieni jesteśmy. A teraz… zostawiam każdemu do przemyślenia to co tutaj wypociłam :)
P.S Polecam wszystkim obejrzeć odcinek serialu „Black Mirror” pt. „Nosedive”
http://www.cda.pl/video/10774699f
-Julia